Żyją
w trasie i grają nawet po dwa koncerty dziennie. Ich kalendarz
zaplanowany jest na kilka miesięcy w przód, ale doskonale radzą
sobie z organizacją czasu. Zawsze starają się znaleźć po
koncertach czas dla swoich fanów, choć nie zawsze jest to łatwe. O
kim mowa? O Sławomirze i Kajrze, najciekawszej parze polskiej sceny
muzycznej i aktorskiej. Z gwiazdą rock polo Sławomirem rozmawia
Ewelina Zdancewicz-Pękala.
|
Źródło: Sławomir/Facebook |
Showbiznesodkuchni:
— Obecnie ciągle z Kajrą jesteście w trasie – wykonujecie
nawet po dwa koncerty dziennie. Jak wytrzymujecie takie tempo?
Sławomir:
— Cześć tu Sławomir. Granie koncertów na żywo przed tak
ogromną publicznością wymaga doskonałej formy i dobrej energii.
Żyjmy teraz jak sportowcy. Całkowicie odstawiłem alkohol i staram
się wysypiać, jeśli tylko jest taka szansa. W trudach trasy
koncertowej bardzo pomaga nam nasz prywatny ochroniarz, który bardzo
o nas dba. Suplementujemy też naszą dietę w minerały, które
tracimy podczas koncertów.
— A
w jaki sposób łączycie wszystkie zobowiązania (w tym aktorskie) z
koncertami i życiem rodzinnym?
— Nasz
kalendarz jest zaplanowany do maja przyszłego roku. Są w nim
oczywiście dni na sprawy rodzinne i nasze małe święta. Wszystko
da się pogodzić, tylko trzeba dobrze zarządzać czasem i mieć
samodyscyplinę. Jednak nie jesteśmy niewolnikami kalendarza. Jeśli
coś się wydarza to zmieniamy go na bieżąco. Bardzo pomaga mi we
wszystkim żona, która świetnie organizuje czas. Jak każe mi coś
robić, to po prostu robię. Kiedyś dopytywałem, negocjowałem -
teraz wiem, że nie ma to sensu. Szkoda czasu - kobiety po prostu są
bardziej poukładane i przewidujące.
—
Pewnie
jesteś zmęczony tempem, z jakim zaczęło się wszystko rozwijać
po „Miłości w Zakopanem”. Macie z Kajrą jakieś sposoby na
zmęczenie – zwłaszcza kiedy jeden koncert się skończył, a
zaraz trzeba jechać na kolejny?
— Moim
małym sekretem jest łóżko w busie, z którego korzystam jak tylko
się da. Pomiędzy jednym a drugim koncertem zawsze można się
chwilę przespać. To najlepiej działa na głos i regeneruje siły.
Dużo energii dostajemy też od fanów na koncercie. Pamiętam taki
występ nad morzem, gdzie po przejechaniu 800 km dostałem taką
cudowną energię od ludzi, że zapomniałem o całym zmęczeniu i
razem pofrunęliśmy w muzyczny świat Rock Polo.
—
Zaczęliście
już podróżować na koncerty helikopterem, żeby się wyrabiać?
— Nie
jest to codzienność, ale zdarzają się takie koncerty, gdzie
helikopter bardzo się przydaje. Skraca to czas podróży do minimum
i jest chwila na odpoczynek przed występem. Wolę jednak naszego
busa koncertowego, chociaż widoki z helikoptera są przepiękne.
— Jak
takie życie w trasie wpływa na kreatywność przy wymyślaniu
nowych utworów i teledysków – pomaga czy przeszkadza? Kiedy
zazwyczaj wpadacie na pomysły i jak wygląda proces powstawania
nowego utworu – zapewne są długie dyskusje między wami?
— Nigdy
nie komponuje nowych piosenek, jeśli jestem zmęczony. One zawsze
przychodzą same, kiedy jestem wypoczęty i w dobrym nastroju.
Podczas tak intensywnej trasy koncertowej nie ma mowy o nagrywaniu
nowych utworów. Na szczęście nowy materiał już na nas czeka i
myślę, że na jesieni wejdziemy z naszymi muzykami do studia.
Inspiracją do piosenek zawsze jest dla mnie moja żona. Potrafi mnie
odpowiednio zdenerwować albo rozśmieszyć. Mamy dużo przygód w
trasie. Naprawdę jest o czym pisać…
|
Źródło: Sławomir/Facebook |
—
Oprócz
kariery muzycznej ważną częścią waszego życia jest aktorstwo.
Trudniej jest być na scenie jako aktor czy jako wokalista? Da się
to porównać?
— To
trochę dwa różne światy. Łączy je kontakt z widzem i ta chwila
spotkania na scenie czy estradzie. Pracując jako muzycy jesteśmy
bardzo dopieszczeni. Mamy piękne garderoby, sztab ludzi, apartamenty
w hotelach. Jeżdżąc ze spektaklem teatralnym, nie ma takiego
luksusu, ale są za to koledzy na scenie. Ciężar spektaklu rozkłada
się na całą obsadę. Podczas koncertu już tak nie jest.
—
Obecnie
to wy możecie przebierać w rolach, na początku kariery trzeba to
jednak wywalczyć. Jak wspominacie swoje aktorskie początki?
—Im
większy sukces osiąga nasz projekt muzyczny, tym ciekawsze
propozycje aktorskie otrzymujemy. To się pięknie uzupełnia. Praca
początkującego aktora polega przede wszystkim na szukaniu pracy.
Jeśli już się pracuje, to jest to nagroda właśnie za ten trud.
Etap chodzenia na castingi i pukania do drzwi mamy już za sobą.
Było to trudne. Czasem niesprawiedliwe. Ale prawda jest taka, że
najważniejszą role daje się sobie samemu. Teraz pracujemy tylko na
własnych zasadach i w duecie - bo to się sprawdza i przynosi
największe sukcesy i radość.
— Jakie
były początki waszego wspólnego projektu muzycznego?
— To
była decyzja o nagraniu pierwszej piosenki i produkcji teledysku.
Wszystko za własne pieniądze, uciułane w USA. Odważyliśmy się i
postanowiliśmy to zrobić na najwyższym możliwym poziomie i z
najlepszą, wymarzoną obsadą. To dało projektowi fantastyczny
start. W trzy miesiące po premierze teledysku do piosenki „Megiera”
zostaliśmy zaproszeni do Opery Leśnej na Sopot Hit Festiwal, gdzie
wystąpiliśmy już jako gwiazda. American Dream możliwy jest też w
ojczyźnie.
— Czy
spodziewaliście się, że ten projekt tak mocno „chwyci” - do
tego stopnia, że w czasie waszych koncertów korkują się miasta?
— Kajra
od początku wiedziała, ja czułem, że będzie dobrze. Inaczej nie
ma sensu robić własnych rzeczy. Skala tego sukcesu na pewno jest
imponująca. Czasami organizatorzy nie zdają sobie sprawy, że
zapraszając Sławomira na koncert muszą się przygotować na takie
tłumy. Fani w Rudzie Śląskiej potrafili sforsować ogrodzenia, a
jeden z klubowych koncertów w Łodzi musieliśmy przerwać, ponieważ
od ilości tańczących ludzi zaczął się uginać strop.
— Jak
pracuje się razem małżeństwu? Bywają między wami konflikty na
tle pracy?
— Odkąd
połączyliśmy zawodowo nasze drogi osiągamy największe sukcesy.
Znamy się z Kajrą od dawna i wiele rzeczy i spraw załatwiamy bez
słów. Wiem, że mam obok siebie kogoś, kto mnie kocha i chce
dobrze. To bardzo pomaga w niebezpiecznym świecie szołbiznesu.
—
Pewnie
macie już dość tego pytania, ale każdy zastanawia się, jakim
cudem osiągacie taką harmonię, przebywając cały czas razem –
jaki jest wasz przepis na dobry związek?
— My
się po prostu lubimy i przyjaźnimy. Ufamy sobie i to jest podstawa.
—
Jesteście
mocno rozpoznawalni. W jakich sytuacjach jest to uciążliwe?
— Na
pewno w tym momentach, kiedy jestem z rodziną i chcę po prostu
cieszyć się tym czasem. Jem i ktoś koniecznie w tym momencie chce
zdjęcie. Ale to jest naturalna konsekwencja tego co robimy i cena
sukcesu. Nie narzekam. Wszystko co mamy zawdzięczamy ludziom. Oni
nas słuchają, kupują płyty, przychodzą na koncerty. Staram się
tylko, aby te spotkania z fanami były na naszych zasadach. Na razie
się to udaje.
— A
jest coś w show-biznesie, co was wyjątkowo drażni?
— Nie.
Nic mnie nie dziwi. Jesteśmy bardzo zapracowani i koncentrujemy się
na swoich zadaniach. Media wymyślają różne historie, śmieszne
sensacje. Nie my pierwsi to przechodzimy. Śmieszy mnie, jak nas
wrzucają nas do jednego worka z disco polo, bo im się Sławomir nie
może zmieścić w żadnej szufladce. A różnica jest ogromna. My
zawsze gramy na żywo z zawodowymi muzykami. Mamy swoją ekipę od
nagłośnienia, oświetlenia i techniki scenicznej. A na koncertach
nie rzucamy w ludzi płytami, bo nasza płyta jest bardzo dobra.
Ha wywiadu ze Sławomirem się tu nie spodziewałam :) Trochę zazdroszczę mu tak zgranej i wyjątkowej relacji z żoną, szczególnie w showbiznesie!
OdpowiedzUsuń